Machu Picchu (bez Polskich znakow)

Znów plecki na grzbiety i w drogê. Tym razem bazê wypadowa zorganizowalismy w malym malowniczym miasteczku.
Plan prosty. Zaladowalismy siê do taksówki i po 2 godzinach bylismy przy hydroelektrowni.
Pozegnalismy wygodny pojazd i uruchomilismy wlasny napêd, czyli nogi.
Mozna oczywiscie wygodniej dostac siê pociagiem, lecz dla przeciêtnego turysty to za droga przyjemnosc. Siedem kilometrów wêdrówki wzdluz torów, dookola bujny las, odglosy ptaków, owadów i ogluszajacy momentami szum rzeki. Droga malownicza, ale nie najlatwiejsza. Kamienne sciezki, maleñkie mostki nad potokami i zdawalo mi siê nie koñczace siê zakrêty.




W drodze na Machu Picchu



Ogluszajaca rzeka



Do Aguas Calientes dotarlismy popludniem. Powaznie siê rozpadalo i nie bylo juz szansy na sloneczko nad Machu Picchu. Nie zniechêcilo nas to zupelnie. Znalezlismy tani hostelik i wyruszylismy na podbój niestety opanowanego przez turystów miasta. Miasteczko malowniczo polozone, ale ma siê warazenie, ze skladajace siê jedynie z hoteli i knajpek.
Co do hoteli to wypowiedziec siê nie mogê, ale co do knajpek         (odwiedzilismy kilka), to bywa róznie. Zanim znalezlismy odpowiednia doswiadczylismy zepsutego jedzenia, brudnych naczyñ i próby oszustwa. Przykre, ale prawdziwe. Miasteczko nastawione jedynie na pieniadze i to za wszelka cene.









Prawie u celu. Trzebabylo uczcic to Pisco


Miejsce naszych posiadowek


Nadzieja ma kolory teczy












Nastêpnego dnia zaladowani do autobusów ruszylismy w krótka, ale pelna zakrêtów drogê do inkaskich ruin.
Dlugo czekalam na ten moment. Zobaczyc ten cud architektoniczny z bliska, dotknac murów, przechadzac siê waskimi sciezkami.
Po dotarciu na miejsce przezylam chyba najwiêkszy szok

(w sensie turystycznym).  Kolejki.  Dlugie, pelne gwaru i niczym wieza Babel rozbrzmiewajace róznymi jêzykami.
Ale, to byl "pikus". Pogoda dopisala, wiêc ruiny zostaly opanowane przez niezliczona rzeszê turystów uzbrojonych w aparaty fotograficzne.
Oczywiscie nie bylo rady i dolaczylismy do nich.
Oczekiwalam magii i pewnie tam byla, ale ciêzko jej szukac, gdy po piêtach depcza ci chêtni do zrobienia zdjêcia.
Magia gdzies uleciala. Pojawil sie za to pospiech, jakby ktos zwidzanie zamienil w wyscig.
W takiej sytuacji, najlepiej przeczekac. Próbowalam siê odciac od tego calego zgielku.
Z przykroscia przyznajê, ze nie udalo mi siê. Czulam siê osaczona i przerazona przepychaniem, halasem i niestety smieceniem.








Glowny fotograf







Zdjecia i filmiki zrobione przez Bartasa. Moze tutaj znajdziecie wiecej magii.