Odgłosy dżungli.

Bez względu na to ilu użyję przymiotników do opisania dźwięków, które nas otaczały, to i tak, nie jestem w stanie nawet w małym procencie odzwierciedlić tego co docierało do naszych uszu. 


 

Dużo śmiechu, gdy próbowaliśmy zidentyfikować, który dźwięk pochodzi od owada, żaby, a który od ptaka.
Podobnie działo się w nocy.
Co noc koncert z innym repertuarem.


Muzyka, która układała nas do snu.
Tropikalny poranek.

Pierwsze notatki robię leżąc pod moskitierą. Dopiero świta, słońce leniwie wychyla się zza palm. Budzimy się dopiero do życia, lecz świat dookoła nas już od dawna nie śpi (tak właściwie to nigdy nie zasypia).





Wszystkie te dźwięki, zapachy i obrazy, które nas otaczają, otulają człowieka. Dzieje się to pomalutku, z czasem gdy słońce na dobre "ulokuje się" na niebie to, to przytulanie staje się bardziej obcesowe.





 
 

Koło ucha słyszysz brzęczenie, odwracasz się i nic nie widzisz, Ale brzęczenie nadal atakuje, czujesz że za chwilę się roztopisz.
Zaczynasz zdejmować kolejne elementy ubrania i kiedy jesteś już prawie nagi, to zdjąłbyś nawet skórę.

Tak, jest gorąco, duszno i skwarno.
Tak, są owady, dziwne i w ogóle mi nie znane.
Jest ich ogrom i są wszędzie.
Wszystkiego jest dużo, wszystkiego jest pełno. Mam wrażenie, że wszystko na raz mnie atakuje. Dostaje się w głowę obuchem i zdezorientowany nie wiesz nawet od kogo.
Tak, tak właśnie jest.
Czyli jak? Jest wspaniale, cudownie, pasjonująco.....
i wciąż mamy mało.
Pierwsze wrażenie (marzec 2014)

Pot, strugi potu, żar i przylepiające się do asfaltu tenisówki.
Mieliśmy wrażenie, że zaraz się roztopimy.
Dwa dni podróży i z 4 stopni wylądowaliśmy w 34 stopniach.
Wszystko się lepiło, ubrania do nas, my do asfaltu, a taksówkarze do naszego bagażu. Krzyki, ciągnięcie za ręce i bagaż, śmiechy i wszechobecny skwar.
Po negocjacjach ładujemy dobytek i nasze cztery litery do dwóch aut, które z pewnością były starsze od nas.
Ostatnia podróż na teren.....



Po krótkiej chwili jazdy, powitały nas obezwładniające krajobrazy. Było po prostu soczyście, przesadnie i obłędnie zielono.
Gapiliśmy się przez okna, jak zaczarowani.
Jesteśmy już tak blisko.
Bez słowa złapaliśmy się za ręce, serdecznie się uśmiechając.
Słowa były zbędne.....
Po półtorej godzinie podróży byliśmy u celu.
W naszym małym zielonym raju.