Tropikalny poranek.

Pierwsze notatki robię leżąc pod moskitierą. Dopiero świta, słońce leniwie wychyla się zza palm. Budzimy się dopiero do życia, lecz świat dookoła nas już od dawna nie śpi (tak właściwie to nigdy nie zasypia).





Wszystkie te dźwięki, zapachy i obrazy, które nas otaczają, otulają człowieka. Dzieje się to pomalutku, z czasem gdy słońce na dobre "ulokuje się" na niebie to, to przytulanie staje się bardziej obcesowe.





 
 

Koło ucha słyszysz brzęczenie, odwracasz się i nic nie widzisz, Ale brzęczenie nadal atakuje, czujesz że za chwilę się roztopisz.
Zaczynasz zdejmować kolejne elementy ubrania i kiedy jesteś już prawie nagi, to zdjąłbyś nawet skórę.

Tak, jest gorąco, duszno i skwarno.
Tak, są owady, dziwne i w ogóle mi nie znane.
Jest ich ogrom i są wszędzie.
Wszystkiego jest dużo, wszystkiego jest pełno. Mam wrażenie, że wszystko na raz mnie atakuje. Dostaje się w głowę obuchem i zdezorientowany nie wiesz nawet od kogo.
Tak, tak właśnie jest.
Czyli jak? Jest wspaniale, cudownie, pasjonująco.....
i wciąż mamy mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz